Quantcast
Channel: Rano Wszystko Smakuje Lepiej
Viewing all 936 articles
Browse latest View live

Parówki wegetariańskie Veggie Day Lidl

$
0
0
No i mam oficjalnie ferie choć w szkole nie byłam już od czwartku. Nie wiem co jest grane, ale żołądek tak waruje, że ciągle mam jakieś nieprzyjemne doświadczenia o, których tutaj lepiej nie wspominać. Teraz męczy mnie dosłownie po wszystkim i każdy posiłek jest wręcz karą, a nie przyjemnością. No cóż, mam nadzieję, że przejdzie ;) Przynajmniej jakoś znoszę owocowe i warzywa. Teraz jestem na diecie ''jabłkowej'', bo to ich wpitalam po 4-5 dziennie :D No, ale jak mnie po nich nie boli to jeść będę!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Produkty wegetariańskie od Lidla to kompletna nowość, która pojawiła się wraz z zakończeniem świątecznego obżarstwa i powrotu do zdrowego trybu życia. Nie od dziś wiadomo, że mięso nam nie służy, a taka alternatywa to świetna sprawa. Na blogu pojawiła się już ''wędlina'' z brokułami, która swoim autentycznym smakiem aż mnie przeraziła. Jak było w przypadku tych parówek? Zapraszam!


Skład:


Wygląd i smak: Opisywać ich z wyglądu nie będę, bo właściwie nie ma nad czym się rozwodzić. Opakowanie jak w zwykłych wyrobach tego typu, a w środku 4 parówki wegetariańskie. Złudnie przypominają te prawdziwe, tak, że aż moja siostra dała się nabrać ;)

Zapach jest dziwny, mocno jajeczny, ale nie aż tak odpychający jak w wędlinach. Konsystencja jest bardzo galaretkowata i śliska. Nie wiem czy tak się zachowują te ''prawdziwe'', ale dla mnie to troszkę nieapetyczne. Konsystencja parówek z Polsoja dużo bardziej mi odpowiada, bo nie jest tak obślizgła. 

Smak? Znów przerażająco realny. Moja siostra w ogóle nie zorientowała się, że nie są to jej ulubione ''Piratki'' czy ''Misiaczki'', które jada na śniadanie co sobotę. Są lekko jajeczne i właśnie dziwnie naturalne w smaku. Po raz etny przypominam, że NIE PAMIĘTAM  jak smakuje mięso i NIE chcę pamiętać (takie wynalazki kupuję TYLKO jako urozmaicenie w teksturze), ale to mi jakoś tak smakowało dziwnie...strasznie :D Nie wiem czy kupiłabym je ponownie, bo jakoś nie porywają. Cena jest niezła, ale ja wolę dopłacić troszkę więcej i mieć mniej przerażające parówki od Polsoji. Mam nadzieję, że Lidl będzie się nadal rozwijać i wprowadzać takie bezmięsne nowinki ;) 


Podsumowując:
7/10
Cena - 4,99 (na promocji) Lidl
Czy kupię ponownie? - Raczej nie


Pierniczki z nadzieniem jabłko-cynamon Dr.Gerard

$
0
0
Dziś Walentynki, a ja na szczęście spędzam je w towarzystwie całej rodzinki. Tata ma wolne, mama też, a my z siostrą ferie więc nie ma jakiś z góry narzuconych obowiązków. Może jakiś film? Wspólna kolacja? Kto wie...mam nadzieję, że miło spędzę ten dzień! Chciałam iść do kina z przyjaciółkami, ale oczywiście zapomniałam, że mają one już swoje ''połówki'' i to z nimi spędzają 14 lutego...cóż, może i ja się doczekam? ;)

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Co prawda święta i świąteczne klimaty mamy już dawno za sobą, ale mnie zalegała pewna recenzja pierniczków na folderze. Jak już pewnie wiecie, mam dosłownie pierdzielca na temat wszelkich ''edycji limitowanych'' i ''nowości'' więc nie mogłam tak po prostu ominąć tych pierniczków.  Nigdy wcześniej ich nie widziałam, a gdy poszperałam w internecie to dowiedziałam się, że jest to edycxja limitowana. Czy mnie zachwyciła? Zapraszam! :)


Skład:


Wygląd: Opakowanie nie zrobiło na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia, a jedynie skusiłam się na te pierniczki ze względu na smak. Niby grafika ładna, ale moim zdaniem można się bardziej przyłożyć. Zdecydowanie wolę ozdobne i świąteczne wersje pierniczków firmy Krakuski, bo tam to opakowanie jest na prawdę urocze i ze swoim osobistym klimatem :)

W środku znajdują się pierniczki tylko w jednym kształcie, a mianowicie w formie serduszka (oj, trochę się Walentynkowo zrobiło). Widać, że oblewa je czekolada deserowa. a nie mleczna. Są w miarę kształtne, co niestety przy kupnych pierniczkach mało kiedy się to zdarza.


Smak: Zapach jest bardzo przyjemny i mocno kakaowy. Czuć, że czekolada będzie bardziej ''bogatsza'' w smaku i tak też było. Nie ukrywam, że spodziewałam się lepszej jakościowo polewy, ale nie było źle.  Pierniczki okazały się być dosyć twarde, co nieźle mnie zaskoczyło ponieważ kupne są przeważnie miękkie i można śmiało spłaszczyć je palcami przy minimalnym wysiłku. Bardzo zawiodła mnie też ilość ''piernikowego'' smaku. Praktycznie nie czułam tu tradycyjnej przyprawy do piernika, a jedynie lekko coś podchodziło pod cynamon. Nadzienia było sporo, na pewno więcej niż w Krakuskach. Bardzo słodkie, mało jabłkowe i mało cynamonowe. Poprawnie byłoby je nazwać ''owocowe'',a nie. Tylnej części ciała mi nie urwało, ale nie były też jakoś szczególnie złe. Zjadłam może ze 3 sztuki, a resztę oddałam, bo są nad wyraz przeciętne i nudne. 


Podsumowując:
6-/10
Cena - ok. 4 zł Netto
Czy kupię ponownie? - Nie

Stefanki sucharki o smaku dzikiego bekonu

$
0
0
Walentynki spędzone w cudownym towarzystwie rodzinki i bajki animowanej ;) Mimo, że niby mam już te swoje lata, to uwielbiam oglądać bajki! Są bardzo pouczające, wzruszające i piękne. Potrafią wiele nauczyć, a już na pewno więcej niż przepełnione seksem, agresją i przemocą filmy, których ostatnio coś dużo się pojawia w telewizji.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Już jakiś czas temu pisałam Wam o paczuszce, którą dostałam od firmy Stefanki. Nie ukrywam, że troszkę się przestraszyłam, bo wiele z nich miało smaki mięsne. Staram się takich unikać, ale czasami wiem, że po prostu chodzi tu o rodzaj dobranych przypraw...no ludzie, przecież nawet zdarza mi się dodawać przyprawy do kurczaka do mojego tofu w warzywach ;) To TYLKO nazwa, tak samo jak ''parówki'' sojowe czy ''burgery'' z fasoli, ale wracając...
Mój tata był chyba najbardziej ciekaw tych przekąsek, a jak już wspomniałam mu, że idealnie nadają się do zimnego piwa, to tylko czekał aż nadarzy się okazja do skosztowania. Opisze reakcje moje, taty, jak i mamy i siostry. Czy nas zachwyciły o tymże specyficznym smaku? Zapraszam! :)


Skład:


Wygląd: Opakowanie jest bardzo ładnie zrobione, ale wiadomo, nigdy bym na nie sama z siebie chyba nie zwróciła uwagi, bo mięsne smaki to ostatnia rzecz jaką chciałabym zjeść. Nie dla mnie te wszelkie bekonowe chrupki, które mimo, że NIE MAJĄ  w sobie mięsa, po prostu nie kuszą, a wręcz odpychają. Tak samo było z tymi grzankami i innymi mięsnymi odpowiednikami z paczki...no, ale spróbować do testów trzeba!
Dodam jeszcze, że nazwa mnie po prostu rozbroiła :'D Ogólnie firma Stefanki oryginalnie nazwała swoje przekąski. Podoba mi się też to, że na opakowaniu znajduje się infografika z pomysłami jak je pałaszować.

W środku znajdziemy maluteńkie grzanki, w kształcie frytek (?). Dokładnie obsypane przyprawą - jest moc! Są idealne do sałatek czy zup, bo ich rozmiar nie będzie wadził przy jedzeniu. Ja swoje skosztowałam na sucho, to samo mama i siostra, a tata postawił na spróbowanie przy dobrym piwie. Czy nam smakowało? 


Smak: Zapach jest bardzo intensywny, aż za bardzo, co mnie osobiście bardzo zniechęciło. To dosłownie tak, jakby niuchać dopiero co smażony boczek na patelni, blech. Wiem, że fanatykom mięsa nie byłoby to wadą, ale dla mnie niestety tak. Innym domownikom pachniały apetycznie. Grzaneczki są zbyt twarde, ale myślę, że w sałatce czy zupie zmiękłyby i nie bolałyby po nich tak zęby, jak na sucho ;)

Teraz czas na degustację i zacznę od strony damskiej. Dla nas, kobitek, były okropnie słone, sztuczne i zbyt aromatyzowane. Nie dość, że jeszcze podchodziło to pod bekonowe prażynki, to sól powodowała, że człowiek miał ochotę wypić całą butelkę wody na raz :( I mnie, i mamie, a nawet mojej siostrze nadmiar aromatów przeszkadzał i po prostu nam to nie smakowało. Liczę, że inne smaki mnie zachwycą.

A teraz tata, który był...zachwycony! Uwielbia solić i robi to w dużych ilościach. Dla niego słabo przyprawione danie jest niejadalne, a boczek to jeden z najlepszych przyjaciół. Kiedyś się ze mnie śmiał, że jego ''ulubionym warzywem jest boczek''...jak tu wegetariance żyć z takim zatwardziałym mięsożercą? A da się ;) Nie odbiegając dalej od tematu...tatuś był zachwycony, bo uznał, że tak prawdziwego smaku bekonu dawno nie czuł w żadnej przekąsce. Uznał, że z piwem komponuje się super, bo zawsze fajnie mieć takiego słonego chrupacza. Niestety zawiodło go to, że Stefanki okazały się być twarde jak kamień! Każdy z nas miał z tym problem.

Podsumowując? Ten smak kompletnie nie jest dla mnie, ale mam nadzieję, że wersje o smaku warzyw czy sera mnie oczarują :)
Ja nie polecam, ale mój tata jeszcze by się na nie skusił.



Podsumowując:
kobitki - 4/10
tata - 7/10
Cena - ok. 2 zł Stokrotka
Cy kupimy ponownie? - Nie

Milka Feine Kugeln Marzipan

$
0
0
Nie mace pojęcia jak cudnie mi się w poniedziałek wstawało z myślą, że nie muszę iść do szkoły. Zero stresu, zero zmartwień, zero obowiązków i cały dzień dla siebie. Uniknęłam nawet napadu refluksu, a nie ukrywam, że pofolgowałam sobie z żarełkiem ;) Słodkości, wegańskie tiramisu i takie tam...ferie są, trzeba zluzować! :D Coraz więcej wegańskiego u mnie, co bardzo mnie cieszy.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakiś czas temu na blogu pojawiła się pierwsza recenzja pralinek świątecznych od Milki, a dokładnie kuleczki nugatowe (klik). Skradły moje serce, przebiły w smaku Lindory (jadłam ostatnio i to NIE jest ten sam smak :/) oraz zdobyły mocne 10/10. Marcepan kocham, więc dla tych kuleczek mocno podniosłam poprzeczkę w wymaganiach. O dobry marcepan naprawdę ciężko u jedyny z tych tańszych to marcepan z Lidla...swoją drogą, już pojawiła się tam oferta na Wielkanoc! :D Czekam na promocje ;)
A Was zapraszam do czytania!


Skład:



Wygląd: W poprzedniej recenzji zachwycałam się nad prostą, ale piękną grafiką, tu zrobię tak samo, bo jest identyczna. Jedynie różni się kolorem, nugat był brązem, a marcepan postawił na czerwień. 
Strasznie podoba mi się to dopracowanie, ozdobione papierki w gwiazdki i taki fajny klimat...słodycz, którą na prawdę warto dać w prezencie :) Ja te właśnie dostałam od mamy i taty na święta, więc bardzo się ucieszyłam, bo mój portfel pozostał lżejszy o to 9 zł :D

Marcepanowe kulki oblane są czekoladą deserową i brak na nich ozdobnych paseczków. Czemu? Nie wiem, ale to, że czekolada jest deserowa tylko mnie nakręciło! Uwielbiam ją :)



Smak: Zapach był bardzo przyjemny, mocno marcepanowy i lekko alkoholowy. Podchodził mi trochę pod chlebek marcepanowy z Lidla, a wręcz w niektórych momentach miałam wrażenie, że to właśnie on. Czekolada ciemna, deserowa, z pysznym i wyraźnym posmakiem kakao. Nawet nie wiedziałam, że Milka jest w stanie zrobić tak dobrą czekoladę deserową! Przecież słynie ona z ulepkowo słodkiej mlecznej ;) Polewa dodatkowo była idealnej grubości, ładnie się dała przekroić i nie odpadała od marcepanowej masy - nice!

A jak marcepan? CUDO. Wilgotny, plastyczny (taki lubię najbardziej! nie ma to jak zabawa w miażdżenie ''ziemniaczków'' z marcepanu :D) i ciut za słodki, ale byłam mu w stanie to wybaczyć. Wszystko tak wspaniale współgra, a alkoholowy smak się nie narzuca. Pod koniec jedzenia pralinki dodaje lekkiej pikanterii, a to ciekawy efekt, nie ukrywam ;) Myślę, że fanom marcepanu skradnie serducho jak mi i całej mojej familii. Nie macie pojęcia jak szybko zniknęły...chyba nawet 3 dni nie wytrzymały ;)
Jeśli pojawią się za rok albo na Wielkanoc to serdecznie polecam! To taki marcepan z Lidla, który ma sypniętą dodatkową porcję cukru i uformowany jest w kulki :D


Podsumowując:
10/10
Cena - 8,99 Tesco
Czy kupię ponownie? - Tak


Ciasto meksykańskie z pijanymi śliwkami

$
0
0
Lenistwa ciąg dalszy, a ja nadal nie mogę zabrać się do zrobienia pracy domowej :P Cóż...serialne, książki, treningi...tyle tego, że człowiek nie ma na wszystko czasu! Musze jednak spiąć pośladki i właśnie ta środa będzie dniem nauki. Obiecałam sobie, że jak wyciągnę wszystkie oceny, poprawię matematykę i przepiszę się do innej klasy, a mianowicie mojej upragnionej biologicznej, to zrobię OGROMNE zakupy gluitfree i kupię WSZYSTKO co będę chciała...motywacja jest! :D

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obiecałam Wam już jakiś czas temu przepis na ciasto, które pojawiło się na urodzinach mojej mamy. Długo przekładałam ten post i sama nie wiem czemu, bo ciasto wyszło tak obłędne, że zniknęło pierwszego dnia! Mimo, że ma zawartość alkoholu, to kompletnie go tam nie czuć, a jedyny efekt jaki daje to posmak słynnego grzańca. Ciasto meksykańskie jest ulubionym mojej mamy, a klasycznie robi się go z orzechami. Ja jednak postanowiłam zaszaleć i zrobić inną wersję ;) Zapraszam!


Składniki:
•2 szklanki mąki (pszennej)
•1,5 szklanki cukru
•3 jajka
•1 łyżeczka proszku do pieczenia
•1/2 szklanki wody
•1 kostka margaryny
•2 łyżki kakao
•1 kieliszek nalewki/wódki śliwkowej/wiśniowej (u mnie domowa taty)
*opcjonalnie do posypania cukier puder

Na samym początku zalać nasze śliwki alkoholem i zostawić aby zmiękły i napęczniały.
Wodę odmierzyć do garnka, włożyć margarynę wraz z kakao i cukrem - gotować ok. 5 min, aż margaryna się rozpuści, a wszystkie składniki połączą. Masę pozostawić na wystudzenie i odlać z niej 4 łyżki. W między czasie odsączyć śliwki, pokroić je i orzechy nerkowca. Do naszego ''syropu'' dodajemy przesianą mąkę wraz z proszkiem i dokładnie mieszamy aby nie powstały grudki. Gdy masa będzie gęsta i dobrze wymieszana dodajemy do niej bakalie. Białka oddzielić od żółtek i ubić je na sztywną pianę. Żółtka dodajemy bezpośrednio do masy, którą następnie należy ponownie dobrze wymieszać. Po ubiciu białek dodajemy je delikatnie do naszego ciasta i ostrożnie mieszamy. Formę wykładamy papierem do pieczenia i wylewamy masę. Całość pieczemy przez ok. 45 min w 150 stopniach (termoobieg). Sprawdzamy stan upieczenia suchym patyczkiem. Na koniec polewamy odlanymi 4 łyżkami z masy (aby dodać aromatu, błyszczącej polewy i miękkości ciastu) oraz posypujemy cukrem pudrem jeśli chcemy ;)




Współpraca z Tovago!

$
0
0
Znowu współpraca? No stety, stety ;) Paczuszką zaskoczyła mnie firma Tovago, która specjalizuje się w produkowaniu chlebków chrupkich. Osobiście za nimi nie przepadam, ale czasami z hummusem lubię wszamać! Firma ostatnio wprowadziła na rynek 2 nowości - chlebek chrupki jaglany i chlebek chrupki gryczany. Nie ukrywam, że kuszą mnie piekielnie i z niecierpliwością czekam na pierwsze testy :)

Co forma mówi o sobie?
Pieczywo chrupkie polskiej marki Tovago to nowa propozycja dla zwolenników zdrowego stylu życia, ceniących sobie wygodę.
  • tworzone ze 100% pełnego ziarna
  • bogate w błonnik, z niską zawartością tłuszczu i bez dodatku cukru
  • stanowi doskonały alternatywę dla tradycyjnego pieczywa i jest zawsze pod ręką
Tovago to jedyna  wśród wiodących marek na polskim rynku produkująca zdrowe chrupkie pieczywo nie z mąki, a ze 100% pełnego ziarna. Pieczywo jest naturalne, a jednocześnie pożywne, smaczne i co najważniejsze - zdrowe.  Można je mieć zawsze pod ręką - dzięki unikalnej recepturze kromki Tovago zachowują swoją świeżość i smak na zdecydowanie dłużej – nawet już po otwarciu opakowania.

Tovago jest polską rodzinną firmą, która już od 1985 roku dba o podniebienia wszystkich fanów zdrowego i wygodnego stylu życia oraz wielbicieli pysznego smaku. Jej twórcy od lat czuwają nad tym, by tworzone produkty powstawały z najwyższej jakości pełnych ziaren zbóż, osobiście doglądając wszystkich etapów produkcji. Firma błyskawicznie się rozwija i już zapowiada, że planuje poszerzenie swojej oferty o nowe, zaskakujące produkty i smaki.

Czy będzie tak pięknie? To się zobaczy! Czekajcie na testy :)






Przekąska Kiri - serek+paluszki

$
0
0
Cześć i czołem, czy tylko mnie te ferie za szybko uciekają?! Dopiero co był poniedziałek, a tu już mamy czwartek! Czemu? :( Lekcje już prawie skończone, został mi tylko angielski, matematyka i polski, a z resztą się uporałam :) Przy okazji posprzątałam w szafce ze słodyczami i...mam 20 nieotwartych jeszcze tabliczek czekolady + 9 otwartych :D Nie wiem kiedy to zjem, nie wiem co z nimi zrobię, ale muszę się pośpieszyć, bo terminy gonią, niedługo Wielkanoc to i dostanę nowe no i mam też inne słodycze! Eh, tak dużo jedzenia, tak mało czasu żeby to ogarnąć i zjeść :P

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Słodycze, słodyczami, ale czasami człowiek po prostu MUSI zjeść coś bardziej słonego czy ostrego. Ja najczęściej w takich momentach chwytam za hummus i warzywa/krakersy/chrupaki ;) Jednak jakiś czas temu w Kauflandzie natchnęłam się na tą oto przekąskę...Kiri? Toż to smak dzieciństwa! Do tej pory pamiętam, jak zjadałam całą kostkę serka samą, a mama darła się, że to na chleb :D
Czy taka przekąska to równie dobry pomysł, co nieśmiertelne serki? Przekonajmy się!


Skład:


Wygląd: Malutkie i niepozorne opakowanie, które warzy zaledwie 35 gramów. Śliczna grafika, która od razu kojarzy mi się z dzieciństwem, co pisałam już na wstępie. Kiri głównie kupowała mi babcia, bo mama nigdy nie była za wszelkimi topionymi serkami (i do tej pory nie jest), wcale jej się nie dziwię, bo to nic dobrego dla naszego zdrowia, ale nie dajmy się zwariować! Wszystko dla ludzi tylko z umiarem :) Podoba mi się to, że w środku jest dodatkowy obrazek. To taka jakby ''niespodzianka'', bo zawsze jest inny. Kupiłam 4 opakowania i miałam nawet takie w wersji dla dziewczynek ;)

Pudełeczko podzielone jest na 2 przegródki, jedna z serkiem, wypakowana po brzegi, a druga z chlebowymi paluszkami. Paluchy są wyjątkowo ładnie wypieczone i zapowiadają nam chrrrupiącą przyjemność! Czy tak też było? 



Smak: Serek Kiri zapachu szczególnego nie ma, ale jak ktoś niucha wszystko tak dokładnie jak ja, to wyczuje w nim nutę mlecznego/śmietankowego aromatu. Jest śnieżnobiały i cudowny w konsystencji! Gęsty, lepki...idealny. Konsystencja nic, a nic nie zmieniła się na przestrzeni lat, bo tak właśnie go zapamiętałam :) A smak? Lekko słony, lekko słodki...wszystko tak bosko wyważone! Jest tłuściutki, ale w tym przypadku kompletnie mi to nie przeszkadza. Wygodnie nabiera się go na paluszek, a on nie spływa i dzielnie się trzyma. W sumie paluszki są tu zbędne, bo jest tak pyszny, że mogłabym go wyjeść łyżeczką!
Paluszki chlebowe są bardzo chrupiące, ale nie kruszą się i nie brudzą wszystkiego dookoła. Nie mają jakiegoś wyraźnego smaku, bo są po prostu neutralne...takie tam zwykłe paluchy chlebowe ;) Myślę, że to nawet dobrze, bo serek sam w sobie jest słony, ale nie obraziłabym się gdyby ów paluszki posypane były słonecznikiem (♥). W każdym razie ich stopień wypieczenia i chrupkość powalają i robią dobra robotę razem z serkiem.

Wszystko byłoby piękne gdyby nie cena...2 zł za tak małe coś ( w Tesco aż 3 zł...)?! Najeść się tym nie idzie, tylko zaspokoić ''pierwszy głód'', ale czasami warto. Polecam szukać na promocjach, bo to miły powrót to dziecięcych smaków.


Podsumowując:
9+/10
Cena - ok. 2 zł Kaufland, Tesco, Piotr i Paweł
Czy kupie ponownie? - Tak

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A taką cudowną paczkę dostałam od Patrycji! :* Strasznie się cieszę, bo wysłała mi rzeczy, które chciałam już spróbować od dawna! Niedługo pierwsze testy, a na pewno zacznę od mikołajów z musem - PYCHA! Ale wiecie co skradło moje serce najbardziej? Ta cudowna fioletowa bransoletka! Kocham fiolet, szczególnie ten odcień! Będzie idealnie do mnie pasować :)






Falafel Polsoja

$
0
0
Szok i niedowierzanie...zamknęli mi Almę w manufakturze Łódź! :'( Teraz prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek będę w tym sklepie wynosi ZERO, bo Alma jest jeszcze jedna, ale w takim miejscu w, którym jeszcze NIGDY nie byłam i raczej NIGDY nie będę, bo to kompletnie nie moje rejony i kawał drogi ode mnie. Jestem wściekła, bo można tam dostać mnóstwo wegańskich rzeczy, pyszne hummusy, ciekawe wersje Lindt i  RS, a także innych zagranicznych łakoci...eh, szkoda, wieeelka szkoda :/

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Polsoja ostatnio wysłałam mi do przetestowania ich nowe produkty, które niedawno wkroczyły na rynek. Wielu polskich wegan domagało się i prosiło firmę o ''gotowce'' obiadowe, które wystarczy tyko podgrzać aby uzupełniły danie. Polsoja okazała się być firmą z klasą i posłuchała swoich konsumentów! Na rynek wprowadzono tofu mielone, falafele i stripsy z tofu. Dziś post o falafelach, które tak bardzo skradły moje serce, że w zaledwie tydzień poszły 2 opakowania! Zapraszam :)


Skład:


Wygląd i smak: Jak falafel wygląda każdy widzi i (chyba) wie, bo jest to dość charakterystyczna potrawa. Falafele to nic innego, jak kuleczki zrobione z ciecierzycy i masy aromatycznych przypraw! W tym niepozornym opakowaniu znajduje się 9 takich kuleczek i śmiało starczają na 2 obiady (przynajmniej u mnie z dużą ilością dodatków).

Zacznę od zapachu, który jest tak mocny, że po otworzeniu pachnie w całej kuchni - serio! Nuta indyjskich przypraw? Nie wiem sama, ale jest to zapach tak intensywny, że aż ślinianki produkują za dużo śliny hehe ;) Falafele jadłam na 2 sposoby - na ''surowo'' czyli bez żadnego podgrzewania i po usmażeniu. Osobiście do gustu przypadły mi te smażone (ach ta chrupiąca skórka ♥), ale na zimno też dawały radę. Ich konsystencja przypomina mi trochę moje kotleciki z tofu (zapraszam po przepis), ale jednak są mniej gładkie, a bardziej ''ziarniste'' i zbite. W środku można znaleźć kawałeczki podsmażonej cebulki czy kawałeczki nie do końca zmielonej ciecierzycy. Daje to fajny efekt chrupania, a że ja chrupać lubię, to mi kompletnie nie przeszkadzało! Przyprawy dają się we znaki też przy jedzeniu, więc zwolennikom łagodnych smaków nie bardzo przypadną do gustu. Są po prostu CUDOWNE i już nie mogę się doczekać kiedy w końcu zawitają w moim Tesco. Chyba będę je kupować nagminnie, bo po prostu mój brzuch się w nich zakochał :D Cena jest trochę wysoka, nie obraziłabym się gdyby zniżyli ją do 7-8 zł, ale i tak uważam, że falafele są nawet warte tych 13! Pyszne, polecam, bo na prawdę warto spróbować :)


A tak się prezentuje w obiadowej wariacji ;) Oczywiście nie jest to obiad kompletny, bo miałam jeszcze bułkę sojową (ta z PiP wymiata! ♥) i pyszną pastę (będzie na blogu!) :)



Podsumowując:
11/10, a co! ;)
Cena - ok. 13 zł Tesco
Czy kupię ponownie? - Tak, tak, tak!


Milka Choc&Choc

$
0
0
Dni lecą jak szalone, a ja nadal czuję, że nic efektywnego nie zrobiłam. Tyle miałam planów! Spacer z przyjaciółką, której nie widziałam już prawie pół roku! Wielkie sportowe zakupy, pieczenie ciast, posprzątanie pokoju, nauka, czytanie książek...eh, za mało czasu! Lekko co prawda się ogarnęłam, ale nadal nie czuję jakiejś...satysfakcji? Chyba tak...pokoju nie ruszyłam, nadal mam syf pełen książek i notatek, pieczenie odhaczyłam, bo granole na zapas już są (jutro na jedną z nich przepis!), lekcje co prawda zrobione, ale jeszcze się nie uczyłam, a książka? No przeczytana, ale nie ta co trzeba, bo Makbet jak leżał, tak leży :P Chyba muszę obczaić jakieś dobre streszczenie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Milka już jakiś czas temu na rynek wpuściła parę nowości, a jedną z nich były prezentowane dziś biszkopty - Milka Choc&Choc! Pierwszy raz spotkałam je w Almie, ale ich cena tak mnie dobiła, odpuściłam sobie zakupu. Chęć posiadania jednak rosła i rosła...musiałam je mieć! Los mi akurat sprzyjał i znalazłam je o 2 zł tańsze po 3 miesiącach. Czy warto było czekać? ;) Zapraszam!


Wybaczcie, ale nie mam zdjęcia składu.


Wygląd: Opakowanie w klasycznym dla Milki fiolecie, który uwielbiam i mogłabym mieć w nim dosłownie wszystko ;) Ciastka na pudełku wyglądają bardzo kusząco. Lubię takie solidne słodycze w, które mogę się wgryźć i mocno poczuć smak. Tutaj jak widać, jest to jak najbardziej możliwe, bo ciastko swoją grubością i okazałością powala, aż chce się jeść! ;) W opakowaniu jest bodajże 6-7 ciastek, co za tę cenę mnie rozczarowało.


Smak: Zapach jest identyczny jak w mlecznej Milce, bardzo słodki, co niestety na starcie mnie zniechęciło. Nie chciałam przesłodzonego ciastka, bo biszkopty kojarzą mi się raczej z mniej słodką przekąską.

Polewy czekoladowej nie żałowali, jest gruba, lekko chrupka i bardzo aksamitna. Po nagryzieniu od razu rozpuszcza się w ustach i tworzy takie przyjemne ''czekoladowe bagienko'', które doprowadza kubki smakowe do szaleństwa. Biszkopt jest niezwykle miękki i bez nieprzyjemnego posmaku jaj. Idealny w smaku, tak delikatny, że aż nieprawdopodobne, że nie jest to biszkopt domowej roboty ;) W połączeniu z czekoladą momentalnie rozpływają się w ustach...delicje! W środku czeka na nas także krem, tłuściutki krem z kawałkami czekolady. Powiem jedno, troszkę mnie zawiódł, bo niezbyt pasowały mi tam kawałeczki czekolady. Były lekko sztuczne i tylko dodawały niepotrzebnej słodyczy. Krem jednak poprawny, bardzo słodki i pyszny (coś jak kremy tortowe), ale za słodki!

Biszkopty są pyszne, warto się na nie skusić, ale niestety cena do ilości to trochę przesada. jednak jak to mawiają ''za jakość się płaci'', w tym przypadku na prawdę warto - polecam! :)


Podsumowując:
9/10
Cena - ok. 7 zł Alma, Tesco
Czy kupię ponownie? - Tak

Granola Reese's Cup

$
0
0
Obiecałam Wam przepis na granolę wczoraj, ale jakoś tak wyszło, że w niedzielę nie miałam czasu na bloga ;) Mimo tego czas spędziłam bardzo przyjemnie, bo z rodzicami przy filmie, śmiechu i pysznym jedzonku! Uwielbiam to :) Ponad to upiekłam kolejną genialna granolę już na zapas, bo w czasie szkoły znowu czasu nie będzie.

Dziś sobie obiecuję, że przeczytam streszczenie Makbeta, dokończę matematykę, zrobię kartę pracy i zerknę do ''Bogurodzicy'', co by się już na recytację szykować. Dam radę? Dam! A przynajmniej mam taką nadzieję...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Reese's zdecydowanie należą do moich ukochanych słodyczy. Co prawda czekolada jest w nich okropnej jakości, ale środek dominuje nad wszystkim i powoduje u mnie euforię smaków! Uwielbiam ;) Ostatnio wujek obdarzył mnie zapasem tych cudownych babeczek, a w mojej głowie od razu pojawił się pomysł - granola Reese's, tego jeszcze nie było! Skoro płatki Reese's (klik) istnieją to czemu nie granola? Zapraszam! :)


Składniki:
♥500 gramów płatków owsianych górskich
♥4 czubate łyżki masła orzechowego (polecam crunchy)
♥50 gramów słonecznika 
♥10 daktyli
♥szczypta soli
♥ 10 babeczek Reese's


Płatki owsiane wsypać do miski, dodać do nich sól, pestki słonecznika i orzechy nerkowca.
W garnuszku rozpuścić masło orzechowe, a gdy będzie już kompletnie płynne, zalać nim płatki owsiane - dokładnie wymieszać.

Blachę wyłożyć papierem do pieczenia, a na nim wysypać naszą granolę. Całość piec przez 10-15 min w 150 stopniach na termoobiegu. Od czasu do czasu polecam przemieszać granolę aby się nie przypaliła.

Daktyle pokroić na mniejsze części, papaję i mango tak samo. Pokrojenia wymagają też nasze babeczki Reese's. Polecam pociachać ja w większe kawałki, bo w tedy nie znikną w granoli ;)

Gdy granola się upiecze, wyjąć ją i poczekać aż wystygnie w 100%. Po tym czasie dodać bakalie i nasze orzechowe babeczki - smacznego!

Zawsze to powtarzam, ale teraz chyba przy tym zostanę - TO NAJLEPSZA GRANOLA JAKĄ ZROBIŁAM! :D



Penguin & Polar Bear Jelly Sweets - wegańskie żelki

$
0
0
Pogoda nie sprzyja jakiejkolwiek wenie twórczej, ale przynajmniej podzielę się z Wami bardzo przyjemną wieścią - szykują się ZAKUPY! :D Rodzice obiecali, że zabiorą mnie dziś do Manufaktury na zakupy, bo należy mi się jakaś atrakcja w ferie i odstępstwo od szkolnych stresów - kocham ich ♥ W planach oczywiście zakupy sportowe jak i ciuchowe oraz jedzeniowe! Słodyczy nie planuję kupować, może w Auchan poszukam jakiś zagranicznych nowinek, ale tylko to, bo jadę tam głównie z myślą o wege zakupach.  W sklepach sportowych za to szukać będę 2 par spodni (legginsy długie i spodenki krótkie) oraz butów <3 Czyli coś co lubię najbardziej kupować ;) Trzymajcie kciuki aby się udało!

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Już dobry miesiąc temu obkupiłam się w M&S na przecenach. Nie były to ubrania, bo moda w tym sklepie to dla mnie porażka, a jedzenie, które osobiście sobie cenię, bo owa marka ma je na prawdę dobrej jakości. Własnie z tego sklepu pochodzą moje 3 ukochane masła orzechowe (zwykłe crunchy, z syropem klonowym i z nerkowców) oraz ulubione kupne granole (orzechowa i jabłkowa górą!). Sklep ten ma też wiele win, makaronów, sosów...i słodyczy! Przechodząc przez półki z przecenami rzuciły mi się w oczy te żelki...zaraz, bez żelatyny? Biorę! Nie dość, że śliczne kształty, owocowy smak to jeszcze mogę je zjeść?! Nie ważna cena - kupujemy i testujemy, zapraszam :)


Skład:


Wygląd: Jak już pisałam na wstępnie, opakowanie od razu rzuciło mi się w oczy, bo jest po prostu cud malina! Słodkie, urocze no i ten mis polarny...ach, takie słodkie akcenty są dla mnie zgubne i na motywy z uroczymi zwierzątkami zawsze dam się naciąć. Na początku nie miałam pojęcia, że są wegańskie, a chciałam je kupić dla siostry (na imieniny), ale po wnikliwym przejrzeniu składu oczy zrobiły mi się jak pięć złotych! Wegańskie? Chcę!

W środku są 2 rodzaje żelek. Jedne w kształcie pingwinków z czapkami o saku porzeczki oraz misiów polarnych z koroną o smaku gruszki.



Smak: Zapach jest silnie owocowy, cudownie aromatyczny i taki ''prawdziwy''. Miałam wrażenie, że niucham porzeczkowy dżem od Łowicza, który swoją drogą uwielbiam ;) Żelki były bardzo sprężyste, wręcz identyczne jak te ''prawdziwe'' z żelatyną. Piękny zapach, kształt i intensywne kolory tylko zachęcały do spróbowania...jak wyszło?

Porzeczkowe pingwinki są bardzo intensywne i wręcz lekko cierpkie w smaku. Mnie bardzo odpowiadają, ale reszta rodziny uznała je za zbyt kwaśne. Misie polarne są za to ich przeciwwagą, czyli soczystymi i słodkimi żelkami. Fajnie komponuje się ta cierpkość ze słodyczą, ale i tak nie pobiją one żelek Katjes ;) Tamte podbiły moje serce i bardzo tęsknię, że nie mogę ich nigdzie dorwać. Fanką żelek nie jestem, ale dla fanów, które za nimi tęsknią - ideał. Polecam spróbować jako ciekawostkę, a nóż Was oczarują? ;) Dla mnie było to przyjemne doświadczenie smakowe, ale nie kupię już ponownie...wolę czekoladę :P


Podsumowując:
7+/10
Cena - nie pamiętam, ale coś koło 4 zł M&S
Czy kupię ponownie? - Nie, żelki to nie moja bajka ;)

Jogurtowa szarlotka w pucharkach

$
0
0
Zakupy udały się i to nawet bardzo ;) Kupiłam cały strój do ćwiczeń i w końcu mam wymarzone legginsy! Już w nich trening zaliczyłam i powiem Wam, że są dużo bardziej wygodne niż legginsy a'la rajstopy, w których zawsze ćwiczyłam. Topik też kupiłam, bardzo wygodny i bardzo ładny ;) Do tego doszła bluzka z koronką (już sobie wyobrażam jej zestawienie ze spódniczką!) i dużo dobrego wege jedzonka :D

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Lubicie desery w pucharkach? Ja uwielbiam! Są szybkie do przygotowania, gustowne i przeważnie przepyszne ;) Na sklepowych lodówkach można znaleźć wiele wariacji na temat takich deserów. Crème brûlée, tiramisu, tartufo...to tylko nieliczne z dostępnych. Ja dziś mam dla Was przepis na coś na ciepło i bardziej ku zdrowej przekąsce niż słodkiemu deserowi. Jesteście ciekawi? Zapraszam!



Składniki/2 porcje/:
♥2 duże jabłka lub 3 mniejsze
♥4 łyżki płatków kukurydzianych z miodem i orzeszkami (klasyczne też mogą być)
♥1 opakowanie (150 g) waniliowego serka homogenizowanego
♥4 łyżeczki brązowego cukru trzcinowego (może być zwykły, ale ten nada karmelowy smak)
♥1 łyżeczka cynamonu
♥odrobina wody

Jabłka obrać ze skórek i pokroić w sporą kostkę. Przełożyć je do garnuszka, zalać odrobiną wody i zasypać cukrem oraz cynamonem. Dusić je na małym ogniu przez 15-20 min po przykryciem, mieszając co jakiś czas. Jabłka muszą być miękkie i lekko się rozpadać. Pod koniec gotowania wrzucić suszone pokrojone wiśnie.

Gdy jabłka będą już gotowe, przygotować 2 pucharki i wyłożyć je na samym dole 2 łyżeczkami serka. Następnie wyłożyć jabłka i znowu serek, potem znów jabłko i na to płatki kukurydzane, ponownie serek. Ułożyć po kolei warstwami, tak aby na samym końcu był serek. Czekoladę pokroić na malutkie kosteczki i obsypać nimi nasz deser - wcinać póki ciepłe! ;) 

Smacznego!



Fig Bar jabłko i cynamon Nature's Bakery + moje wegańskie zakupy!

$
0
0
Czas ucieka jak szalony, a mnie zostało tylko parę rzeczy do ogarnięcia ;) Wyrobiłam się nawet nieźle i jestem z siebie zadowolona. W każdym razie wypoczęłam, a to najważniejsze! Mam teraz pełno energii na nową dawke szkoły...pokarzę co potrafię, kopnę matmę, niemiecki i informatykę w pupsko i uda mi się wszystko zaliczyć - UDA! Trzymać kciuki ;)

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na samym końcu tego posta bonusik w postaci moich wegańskich zakupów. Jeśli ktoś jest ciekawy to polecam wytrwać do końca recenzji.

Powiem jedno - Fig Bary to absolutny hit i odkrycie 2015 roku. Śmiało mogę powiedzieć, że to NAJLEPSZE wegańskie batony jakie jadłam, a miałam okazję jeść już takich dużo. Mięciutkie ciasto, pyszna pasta w środku...czego chcieć więcej? Większej ilości smaków w Polsce! :(
Dziś o smaku, który skradł moje serce chyba najbardziej ze wszystkich rodzai. Ciekawi? Zapraszam!


Skład:


Wygląd: Nie wiem czy znów mam się powtarzać, bo piszę w kółko to samo przy każdym smaku ;) 
Każdy Fig Bar ma swój własny kolor, a tu, jak na jabłko przystało, jest zielony. Grafika jest bardzo ładna, zawiera informacje o batoniku (wegański, bez GMO itp:.) i mnie kojarzy się tylko i wyłącznie z naturą, spokojem i dobrą szamką! ;)

W środku są 2 spore i zbite ciasteczka wypełnione hojnie pastą z jabłek, cynamonu i fig. Ich barwa od razu zdradza nam, że jest to produkt pełnoziarnisty.




Smak: Zapach jest wręcz identyczny, jak w ulubionych ciastkach mojej mamy - bagatelkach. Cynamon i jabłko od razu dają nosowi znak, że nie ma tu ściemy i naprawdę są tu te owoce, a nie aromaty. Ciastko jest bardzo miękkie i plastyczne, śmiało można zgnieść je w palcach, ale za to je właśnie uwielbiam! Wyraźnie pełnoziarniste, lepkie, mulące, idealne.
Pasta w środku jest bardzo intensywna, a ilość cynamonu doprowadza mnie do obłędu! Kocham cynamon, a tu jest go wystarczająco dużo aby zaspokoić moje ''chcice'' na tą przyprawę ;) Cynamon i jabłko cudnie się komponują i zdecydowanie zawładnęły nad figami. Wszystko tu jest tak idealnie dobrane i dopracowane, że śmiało mogę powiedzieć jedno - to najlepszy smak Fig Bara jaki do tej pory jadłam! W zapasie mam jeszcze nietestowane Mango, ale wątpię żeby pobiło to cudeńko - poezja!
Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli okazję spróbować to brać i nie myśleć! Pyyycha :)


Podsumowując:
10/10!
Cena - 2,99 Żabka, Tesco, Rossmann (tylko klasyczne smaki)
Czy kupię ponownie? - Tak ♥


A oto moje wegańskie łupy!



TE FALAFELE TO NIEBO! ONE SĄ 100000 RAZY LEPSZE NIŻ TE Z POLSOJI!
Mają u mnie skubane 1000/10 :D ♥
Najlepsze jest to, że produkowane są w moim mieście! Polecam, na prawdę!


Jaglany deser wiśniowy

$
0
0
Dziś rodzinna imprezka, którą co roku organizują moi rodzice z okazji ich imienin. Co prawda mama już miała, a tata dopiero będzie miał, ale to jedyny czas gdy każdy z nas ma wolne i może poświęcić się przygotowaniom :) Ciasta niestety nie pieczemy, bo tata załatwił sernik z pracy (brr z rodzinkami!:<), ale przynajmniej ja odpowiadam za sałatki ♥
Trzymajcie kciuki za dobrą zabawę, a my widzimy się w poniedziałek - udanego weekendu!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Są tu jacyś fani kaszy jaglanej? Ja osobiście za nią SZALEJĘ i ostatnio pojawia się w moim menu częściej niż kasza manna. W sumie śmiem stwierdzić, że właśnie jaglankę wolę od owsianki czy manny na mleku! Jest uniwersalna, super zdrowa, oczyszcza organizm i czuję się po niej wspaniale ;) Nie dość, że może ona stanowić pyszne śniadanie czy ciekawy dodatek do obiadu, to może być też deserem! Dziś mam dla Was moją wariację na temat deseru z jaglanki dla dwojga - w tym przypadku dla moich rodziców ;) Zapraszam do spróbowania :)


Składniki/2 porcje/:

♥6 łyżek kaszy jaglanej
♥1 łyżeczka cynamonu
♥2 łyżeczki cukru brązowego
♥1 jogurt naturalny (150 g)
♥3 łyżki dżemu wiśniowego (u mnie 100% Łowicz)


Na sitku przepłukujemy naszą kaszę zimną wodą aby pozbyć się goryczki.
W garnuszku zagotowujemy 2 szklanki wody, wsypujemy kaszę i czekamy aż wchłonie ona całą wodę. Gdy kasza będzie już gęsta, dosypujemy do niej cynamon i cukier - mieszamy. Dodajemy rodzynki i czekamy aż napęcznieją one od ciepła kaszy.

Jogurt naturalny łączymy z dżemem. W pucharkach na samym dnie wykładamy odrobinę kaszy,  na to jogurt naturalny, większą ilość kaszy (3/4 pozostałej zawartości) i resztkę jogurtu. Na sam ''czubek'' wykładamy pozostałą kaszę. Dzięki temu powstanie nam ładny przekładaniec.

Proste, szybkie i zdrowe - smacznego! Mam nadzieję, że zasmakuje :)



Milka Feine Kugeln Nougat-Creme

$
0
0
Imprezka udała się i to nawet bardzo! Goście posiedzieli kupę czasu, a jedzenie zostało wymiecione :D Cieszę się bardzo, bo wyluzował każdy z domowników, a goście świetnie się bawili.
Jutro już szkoła, wierzyć się nie chce, ale czas powrócić do szarej rzeczywistości. Boję się, już wczoraj nerwowo spałam i funkcjonowałam. Z matematyką dałam sobie spokój i uznałam, że poczekam na poprawę, a dowiem się jakiego typu zadań się spodziewać :D Dam radę? Muszę! Trzymajcie kciuki abym nie dostała refluksu ze stresu!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Milka Feine Kugeln...mówi Wam to coś? Jeśli odwiedzacie mojego skromnego bloga, to powinno, bo przewinęły się już 2 rzeczy spod tej nazwy. Milka Feine Kugeln Marzipan i Noisette. Obie wersje skradły moje serducho więc i do tego smaku byłam pozytywnie nastawiona. Nugatowy krem? Brzmi podobnie co wersja Noisette, ale może jest inna? Sami się przekonajcie - zapraszam!


Skład:



Wygląd: Opakowanie takie samo, jak w przypadku wersji marcepanowej i noisette, ale z innym kolorem adekwatnym do smaku. Marcepan był czerwony, noisette był brązowy, a ten jest zielony.
Bardzo podoba mi się forma opakowania, bo dzięki ''choinkowemu'' okienku można zobaczyć przed zakupem zawartość torebki. W środku opakowania znajduje się 9 dość sporych kulek, a każda z nich zapakowana jest w uroczy papierek.

Kuleczka po odwinięciu jest na prawdę dość spora, coś jak Lindory i dodatkowo zdobią ją paski.



Smak: Zapach jest bardzo orzechowy, coś jak Milka orzechowa z całymi orzeszkami. To zdecydowanie jest zapach prażonych orzechów laskowych, które uwielbiam własnie w takiej formie. Aromat ten tłamszony jest trochę nadmierną słodyczą, ale i tak doprowadza do ślinotoku - czas na test smaku!

Skorupka z czekolady jest dosyć gruba, mocno mleczna i przesiąknięta aromatem orzeszków. Jest lekko tłusta i bardzo aksamitna, dzięki temu cudownie rozpuszcza się w ustach. Nie wiem czemu (a raczej wiem, ale wolę już nie narzekać) ta Milka jest kompletnie inna w smaku (Niemcy...), bo nie czuć w niej tego ''plastikowego'' posmaku. Nadzienie jest tylko po jednej stronie pralinki, ale to wystarczająca ilość, aby podbić jeszcze mocniej słodycz cukierka i dodać mu jeszcze więcej aksamitności. Środek jeszcze bardziej tłusty niż czekolada, jeszcze bardziej kremowy i po prostu obłędny. W smaku podobny do wersji Noisette, ale tamta bardziej podchodziła pod nugat, a ta jest wyraźnie o smaku orzechów laskowych. Pyszna, słodka, idealna na zaspokojenie cukrowego głoda. Jestem oczarowana tymi pralinkami i na prawdę nie żałuję tych sporych pieniędzy za taką małą lość słodkości - warto!


Podsumowując:
10/10
Cena - 8,99 Tesco
Czy kupię ponownie? - Tak


Wegańska pasta skwarkowa Lunter

$
0
0
Uch, to była bardzo, ale to bardzo ciężki dzień. Najważniejsze jednak jest to, że mam go już za sobą i jakoś jeszcze żyję :D Po powrocie do domu i od razu poszłam spać...spać aż do 20.00 czyli przeszło 3 godziny. Potrzebowałam tego, ale myślę, że nie tylko ja, bo połowa osób w szkole wyglądała jak zoombie. Ferie rozleniwiają, strasznie, ale ja się nie dam i wkraczam z roślinną energią! Nie ma to jak doładowanie cukrami z owoców ♥

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ostatnio Tesco (i właściwie nie tylko) szaleje z wegańskimi pysznościami. Cieszy mnie to bardzo, bo zauważyłam, że coraz więcej osób eksperymentuje z takimi produktami. Moja mama nawet skusiła się na prezentowaną dziś pastę i...bardzo jej smakowało! Chyba progres? ;) Lunter to firma pochodząca od naszych dość bliskich sąsiadów - Słowacji. U nas na razie pojawiły się tylko pasty i tofu, ale mam nadzieję, że firma poszerzy horyzonty, tak, jak na swoim rodzimym rynku. Ja skusiłam się na spróbowanie wszystkich past oprócz ''Tataru'', bo na samą myśl mnie po prostu odrzuca ;) Dziś o Skwarkowej, czyli a'la smalczyku. Ciekawi? Zapraszam!


Skład:


Wygląd: Opakowania tych past nie są jakoś szczególnie wybitnie zaprojektowane, a ich grafika kojarzy mi się z produktami czasów PRL. Gdyby nie to, że na wegańskiej grupie FB zostałam zasypana zdjęciami tych past, to nigdy bym nawet na nie nie spojrzała :P Kolor nijaki, wyblakły...no nic, przecież nie wolno oceniać po okładce! Na kartonowej ochronce widnieją takie napisy jak: ''bez cholesterolu'', ''bez konserwantów'', ale jak się wniknie trochę w skład, to jednak z kolorowo nie jest ;)


Smak: Po otwarciu pudełeczka od razu dostałam sygnał do nosa - ''Natalia, to będzie dobre''. Cudowny aromat prażonej cebuli i czegoś podwędzanego. Bardzo zdziwiła mnie konsystencja, bo dosłownie pływała w oleju, ale myślę, że po prostu trafiła mi się taka partia, bo to normalne zbyt nie było. Jednak dałam sobie radę, olej odlałam i zabrałam się do testu smaku. Pasta przyjemnie nabiera się na nóż i ładnie rozsmarowuje na pieczywie czy warzywach (polecam z surowym ogórkiem!). Jest aksamitna, gęsta i kremowa. Myślałam, że znajdę w niej skwareczki z cebuli, ale była raczej jednolita. Jej smak to czysta poezja! Uwielbiam cebulę, a taką pieczoną czy podsmażaną już w ogóle, a ta pasta właśnie smakuje, jak smażona cebulka do jajecznicy ;) Od razu skojarzyła mi się z czasami przedszkolnymi, gdy tata co niedzielę smażył jajówkę na cebulce - PYCHA! Teraz jajek staram się unikać jak ognia więc...pocieszam się taką pastą o smaku cebuli :D Tofu w składzie występuje, ale absolutnie tu go nie czuć. Jedyne czego można się tu doszukać to smak ów cebulki i wędzonego a'la sera z płatków drożdżowych. Pyszna i godna polecenia! Wierzcie, smakuje nawet mięsolubnym :)


Podsumowując:
10/10!
Cena - ok. 4 zł Tesco
Czy kupię ponownie? - Ba! Już jedno opakowanie ponownie w lodówce ;)

Stefanki Premium - Szanowny ser z czosnkiem

$
0
0
Pierwszy dzień marca zleciał jak torpeda, ale niestety zdążył mi nieźle dać w kość ;) Zacznę od tego, że zaspałam na pierwszą lekcję i musiałam iść dopiero na 2 lekcję. Szło mi się bardzo ciężko, baaaardzo, bo śnieżyca i chlapa nie dały żyć. Po dojściu do szkoły wyglądałam jak jeden wielki bałwan! Myślałam, że zima poszła już w cholerę, ale jednak postanowiła wrócić, ech.
Nie wspomnę o tym, że chyba 3 samochody cudownie mnie ochlapały i czyste ubrania były całe w błocie - pięknie! Trudno się mówi, ale wierzcie mi, że niezbyt komfortowo wraca się do domu w mokrych ubraniach :D

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Stefanki, ach Stefanki! Może pyszne są te grzanki?
O Stefankach na blogu było już raz wspomniane, a w folderze ze zdjęciami czeka jeszcze parę smaków do opublikowania. Dziś postawiłam na grzanki premium, które chyba najbardziej przypominają z wyglądu (i smaku) chipsy. Ciekawi? Zapraszam!


Skład:


Wygląd: Nie wiem jak Wy, ale ja jestem absolutnie zakochana w tym opakowaniu! Urocze grzanki z wąsami i wyłupiastymi oczami? Czyż to nie jest urocze? :D Producent miał świetny pomysł na przyciągnięcie klienta, a jak wiadomo, człowiek je głównie oczami. Opakowanie jest bardzo praktyczne, łatwo się otwiera i zmieści się do każdej torby - w smak raz aby dorzucić do sałatki na wynos czy wszamać prosto z opakowania.

W środku znajdują się cieniutkie grzanki, mocno powyginane i wyraźnie doprawione. Chipsów nie znoszę, ale może to będzie mi smakować? Sprawdźmy!


Smak: Z tym smakiem wiązałam największe oczekiwania, bo ser wielbię całym sercem. Czosnek należy również do rzeczy, które uwielbiam, a więc to combo powodowało lekki zaciesz i ekscytację przed spróbowaniem.
Po otworzeniu paczuszki chrupaczy, w nasz nos uderza silny aromat czosnkowy. Śmiem nawet stwierdzić, że bardziej czuć było czosnek niż ser. Grzanki były bardzo lekkie, tłuste i pozostawiały osad na palcach - nie fajnie :/
Od razu skojarzyło mi się to z chipsami, których tak bardzo nie lubię, ale...to był błąd!
Grzanki były bardzo chrupiące, ale dla niektórych mogą być za twarde.  Mimo, że były cieniutkie, to wyraźnie czuć było wszelkie przyprawy i aromaty. Serowy smak był najmniej dostrzegalny, ale czosnek dawał nieźle po bandzie! Niestety strasznie przeszkadzało mi w nich nadmiar  soli, który po większej ilości grzanek powodował pieczenie ust. Tłustawa otoczka na grzankach też nie była przyjemna, ale cóż się dziwić, w takich przekąskach niestety ona się przeważnie pojawia.
Ogólnie nie jest to rzecz, którą jadłabym na co dzień, ale myślę, że jako chrupiący element w sałatce byłyby wspaniałe. Dla mnie są za tłuste i za słone, ale może zawodowym chrupaczom słonych przekąsek przypadną do gustu? Być może jeszcze je kupię, ale tylko i wyłącznie jako urozmaicenie. Mój żołądek niestety źle je znosił ;)


Podsumowując:
7+/10
Cena - myślę, że ok. 3 zł
Czy kupię ponownie? - Jak spotkam, raczej tak

Deserowa czekolada belgijska z wiśniami biozona.pl

$
0
0
Muszę Wam powiedzieć, że czas jednak leci mi dość szybko i szkolne dni na całe szczęście się tak nie dłużą. W sumie to nie ma czasu na myślenie o tym, ile potrwa jeszcze lekcja, bo nadmiar pracy i obowiązków po prostu wypełnia całe moje życie. Ciężko jest, ale nie wolno się zniechęcać, prawa? ;)

Wybrałam się w tą ''piękną'' pogodę na obchód sklepów w poszukiwaniu nowych ciasteczkowych Schogetten. Byłam w 3 miejscach, nieźle oddalonych od siebie (nie powiem jak zmarznięta wróciłam do domu :/), ale dorwałam tylko 1 smak z całej serii - buu! I to jeszcze nie ten, który chciałam. Wszędzie szukam tej o smaku ciastek i masła orzechowego, woła mnie już od dobrego tygodnia, a na sklepowych półkach pustki! Przynajmniej znalazłam nowe Fantasie, nowe michałki z solonymi orzeszkami i nowe Monte z pandami ;)

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Już dawno na blogu nie publikowałam nic od firmy biozona.pl, a więc stwierdziłam, że trzeba ruszyć pudełko z produktami od tej firmy. W moje ciapki wpadła ostatnia już z otrzymanych tabliczek czekolady - deserowa z wiśniami. Jak wiadomo, wiśnie i kakao to połączenie, które nie może się nie udać. Wyrazisty smak kakao, lekko cierpka wiśnia...a jak wyszło tutaj? Zapraszam! :)

Przy okazji zapraszam na poprzednie recenzje czekolad - mleczną z chipsami bananowymi i deserową z orzechami laskowymi i rodzynkami.


Skład:


Wygląd: Kartonik w, który zapakowana jest czekolada to po prostu fenomen. Uwielbiam tak urocze grafiki, a wszystkie czekolady z tej serii mają takie i absolutnie podbijają moje serce. Opisywana dziś wersja wiśniowa ma uroczego jelonka. Kartonik posiada okienko, przez które możemy zajrzeć do naszej czekolady i zobaczyć ileż to wiśni się w niej skrywa. Lubię taki ''zabieg'', ale łatwo można na nim oszukać ;) Czekolada w środku standardowo zawinięta jest w folię, która jest kompletną porażką, bo po prostu nie da się jej otworzyć bez rozwalania całości.

Po otworzeniu nieźle się zawiodłam i moje przypuszczenia o ''ogromnej'' ilości wiśni się sprawdziły - tylko kilka marnych sztuk.


Smak: Zapach czekolady wyraźnie dawał znać, że jest to czekolada bogatsza w kakao niż tradycyjna mleczna tabliczka. Jej kolor też to zdradzał, więc tylko bardziej nakręciło to moje ślinianki do pracy. Tabliczka posiada przyjemny smak kakao, ale nie jest typowo gorzka.Jej smak to coś pomiędzy czekoladą deserową, a gorzką, czyli dla mnie w sam raz. Kostki są cienkie, ale twarde i chrupiące. Czekolada łamie się ślicznie, a jeszcze lepiej rozpuszcza się w ciepłej misce owsianki ;)

Wiśni jest mało, co już pisałam, ale są one bardzo dobrej jakości. Soczyste, mięsiste i idealnie komponujące się ze smakiem kakao. Bardzo ubolewam nad tym, że nie ma ich więcej. Dodałyby więcej słodyczy i kwaśności, a tak to wyszło biednie i drogo co do ilości dodatku. Sama z siebie nie kupiłabym jej ponownie, ale na prawdę nie pogniewałabym się gdybym ją dostała ponownie.


Podsumowując:
7/10
Czy kupię ponownie? - Nie

Pieczywo chrupkie kukurydziano-jaglane Tovago

$
0
0
Cały dzień w ciążkach, notatkach, papierkach...głowa pęka, a im więcej powtarzam tym mniej umiem. Matematyka to zło i zdania nie zmienię, bo po prostu w moim przypadku się nie da. Ile ja bym dała aby trafić na osobę, która wyjaśniłaby mi ten przedmiot i oświeciłaby mi drogę do zdanej matury. Trzymajcie kciuki, bo jak nie napisze pozytywnie dzisiejszego testu to marny mój los!

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakiś czas temu pisałam o paczce, którą dostałam do testowania od firmy Tovago. Ostatnio na rynku pojawiły się 2 nowe produkty tejże marki, a mianowicie pieczywo chrupkie kukurydziano-jaglane i kukurydziano-gryczane. Dziś o jednym z nich - wersji z kaszą jaglaną, która definitywnie zawładnęła moją kuchnią ;) Ciekawi? Zapraszam!


Skład:



Wygląd i smak: Pieczywo chrupkie to produkt, który trafia do mojego koszyka niezwykle rzadko, bo po prostu wolę zjeść kawał prawdziwego chleba czy przyrumienioną bułkę. Cienkie to i ciężko się najeść, ale czasami po prostu pasuje mi jako chrupiąca alternatywa dla sucharków. Chlebek kukurydziano-jaglany ma piaskowy kolor, a jago kruchość zdecydowanie wyróżnia go od tradycyjnych chlebków chrupkich, które przeważnie są twarde. Ten tutaj wręcz sypał i kruszył mi się w dłoniach przy nakładaniu kremu. 
Zapach? Bardzo delikatny i prawie niewyczuwalny. Pachnie trochę jak surowa kasza jaglana...tak lekko mącznie. Smak? Również delikatny, ale całkiem niezły. Chlebki chrupkie często smakują trocinami, a w tym czuć wyraźnie posmak kaszki kukurydzianej, którą lubię ( z resztą jak każdą kaszę). Minusem zdecydowanie jest to, że kukurydziana zbyt mocno zdominowała smak jaglanej, przez co tej drugiej prawie nie czuć. Dziwne, bo w zapachu właśnie ta daje się we znaki. W połączeniu z dodatkami smak chlebka niknie, ale to chyba już tendencja każdej takiej deseczki ;) Dobre, ale nudne i płaskie w smaku. Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że takie deseczki nie są dla mnie i pozostanę przy tradycyjnym pieczywie. Jeśli jednak Wy lubicie takie deseczki to polecam! Zdecydowanie najlepsze jakie jadłam do tej pory.


Podsumowując:
7/10
Cena - ok. 4 zł
Czy kupię ponownie? - Nie

Kremowa pasta kanapkowa z gruszkami Valsoia

$
0
0
Nie wiem co jest grane, ale ten sprawdzian z matematyki mnie chyba unika, bo co pójdę na godzinę ''zaliczeń'' u mojej matematyczki to albo nie ma tego testu, albo pani idzie sobie szybciej do domu :P Cóż...czyli zaliczam za tydzień, znowu. Nie lubię tego ciągłego odkładania i zwlekania, ale tak widocznie miało być...może los daje mi czas na lepsze przygotowanie się? Kto wie.

Zapowiada się cudowna sobota! Wybywam na zakupy z przyjaciółką, którą ostatni raz widziałam w czerwcu - serio! Tak bardzo się za nią stęskniłam! Coś czuję, że to będą bardzo długie zakupy :D

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiele razy o tym już pisałam, ale przypomnę jeszcze raz - kocham wegańskie nowinki! Nie macie pojęcia jak człowiek cieszy się, gdy widzi coraz to więcej roślinnych mlek, serków, jogurtów, tofu czy innych pyszności na zwykłych marketowych półkach. Tesco już się popisało, Lidl też, a teraz Piotr i Paweł (u mnie w mieście zrobili takie przemeblowanie, że kopara opada! Tyle wegańskich dobroci, że chyba zbankrutuję! Poszłam wczoraj tylko po bułkę sojową, a wróciłam z 2 daniami wegańskimi, mlekiem kokosowo-ananasowym i kokosowo-czekoladowym...30 zł poszło! :P)!

W Tesco na promocji mama specjalnie kupiła mi ''serek'', który kusił mnie przez dobre 2 miesiące. Zawsze chciałam spróbować i sprawdzić czy chociaż trochę zastąpi mi smak twarożku, którego po prostu kocham i nie wyobrażam sobie bez niego funkcjonowania. Padło na smak gruszkowy, bo pozostałe wydały mi się zbyt nudne. Jak wyszło? Czy jestem w stanie zrezygnować z nabiału z takimi zamiennikami? Zapraszam! :)


Skład:


Wygląd:Ładne i zgrabne opakowanie, które niczym nie różni się od zwykłych pudełeczek z mlecznymi pastami kanapkowymi. Grafika jest ładna, dopracowana i przejrzysta.  Jest to produkt importowany, dlatego też nie znajdziemy na nim nic po polsku, a jedynie nalepkę z polskim tłumaczeniem składu. Gdy pierwszy raz je zobaczyłam, to strasznie się na nie napaliłam ponieważ konsystencja ''serka'' prezentowana na opakowaniu wydała mi się idealnie kremowa i wręcz identyczna jak w wyrobach mlecznych.

Po zerwaniu wieczka moje oczy ujrzały kremową taflę serka, która wydawała się tak delikatna, że chciało się wbić łyżeczkę i wyjeść zawartość prosto z pudełka!


Smak: Zawsze zaczynam od niuchania i tak też było w tym przypadku. Jeden głęboki wdech i...mmm, gruszki! Zapach rzeczywiście był intensywny i mocno owocowy, więc to producentowi się chwali - nie robi nas w konia.  Szybko wzięłam nóż, wafla ryżowego i zabrałam się za smakowanie. 
I tu się zaczyna porażka... nie tego się spodziewałam. Konsystencja serka jest okropna i zamiast kremowej przyjemności dostajemy tłuszczowy chłam. Nie wiem jak to nazwać, ale po prostu miałam wrażenie, jakby ktoś pakował mi margarynę do buzi. Okropne! Ze smakiem wcale nie jest lepiej, bo to po prosu nijaka breja z lekko słodkim posmakiem, który nijak ma się do zapachu. Nie smakowało mi to ani na naleśnikach, ani w owsiance, a o chlebie już nie wspomnę, bo tu było najgorzej. Nie smakowało to mi, moim domownikom więc musiałam coś z tym wykombinować, bo szkoda było mi wyrzucać 6 zł. Okazało się, że nieźle sprawdziła się w plackach, bo ów pasta nadała słodyczy, gruszkowego aromatu i delikatności. Tak jak lubię wegański ser, wegańskie desery, roślinne mleka i jogurty, tak to było po prosu niesmaczne. Nie kupię więcej i Wam też nie polecam!


Podsumowując:
4/10
Cena - 5,99 Tesco (promocja) 125 g
Czy kupię ponownie? - Nie

Viewing all 936 articles
Browse latest View live